Strony

czwartek, 26 listopada 2015

Recenzja #72: Zima koloru turkusu - Carina Bartsch


Tytuł: Lato koloru wiśni #2 - Zima koloru turkusu
Autor: Carina Bartsch
Wydawnictwo, rok wydania: Media Rodzina, 2015
Ilość stron: 456

Druga część cyklu o Emely i Elyasie, parze studiujących w Berlinie dwudziestoparolatków, którzy – choć prowadzą usiane towarzyskimi i rodzinnymi przygodami życie – tęsknią za prawdziwą miłością.
Emely jest kompletnie zdezorientowana. Dlaczego Elyas, mężczyzna o turkusowych oczach, zniknął właśnie wtedy, gdy zdecydowała się mu zaufać? Na szczęście wciąż może liczyć na swojego tajemniczego, internetowego wielbiciela... Ale czy w końcu dojdzie do ich spotkania? Ciąg dalszy akademickiego romansu o tym, czy warto dawać drugą szansę trudnej miłości.



Życie może być bardzo krótkie. Cała nadzieja w tym, że kiedy spojrzymy wstecz, zobaczymy, że wykorzystaliśmy nasz czas sensownie dla nas samych i dla innych ludzi.


Okładka niemiecka
Po przeczytaniu Lato koloru wiśni nie mogłam pozbyć się jej z głowy, czy tego chciałam, czy nie. Było to jednak trochę irytujące, bo aż tak mnie nie zachwyciła, a ciągle była w moich myślach. Powodem było też to, że pojawiła się w niej moja ulubiona piosenka – Cold As Ice zespołu Foreigner. Podobnie było z książkami z serii Wybieram ciebie Molly McAdams, które nieustanie przychodzą mi na myśl, gdy usłyszę piosenkę I Know It’s Over The Smiths. Jednak te drugie złamały mi serce, ta pierwsza…niestety nie.
Lato koloru wiśni kończy się na sytuacji, gdy żaden z adoratorów Emely nie utrzymuje z nią kontaktu, co oczywiście skłania czytelnika do sięgnięcia po dalszą część. I choć raz dla odmiany to Emely goni za Elyasem, co wyszło nadzwyczaj zabawnie. Jednak po tym jak znowu się dogadują, wszystko jest na dobrej drodze, a Emely ponownie mu ufa – wychodzi na jaw tajemnica, która zakwestionuje wszystkie motywy Elyasa.

Zacząłem zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście wszystko zaczęło się od nowa, czy może nigdy się nie skończyło.




Nie wiem co jest z tymi głównymi bohaterkami, że nagle w 2 tomach się zmieniają. Najpierw Emily w Pulse, teraz Emely w Zimie koloru turkusu. Coś musi w tym być, bo nawet imiona mają te same, haha. Powracając jednak do konkretów. Emely przeobraziła się z zamkniętej w sobie, odrobinę naiwnej dziewczyny, której w czasem nie rozumiałam, w dziewczynę, która pozwala sobie na szczęście i nie już tak zamknięta. Kurczę, naprawdę ją polubiłam w tej książce i kibicowałam, żeby wszystko się udało. Faktycznie się z nią zżyłam i w niektórych sytuacjach było mi jej szkoda.
Elyasa uwielbiałam już wcześniej za jego szarmanckość, poczucie humoru i po prostu urokliwość. To co zrobił rzeczywiście było okropne, trudno to usprawiedliwić, ale miał swój motyw, nie zawsze dobry czy zły. Jednak niewątpliwie wycierpiał za to, może nawet za bardzo, i czasem naprawdę mu współczułam.
Postacią poboczną, która „rzuciła mi się w oczy” był Sebastian. W końcu poznajemy go trochę bardziej, widzimy jakim oddanym jest przyjacielem i jak zależy mu na Emely, a zwłaszcza Elyasie. Nawet jeśli oznacza to czasem wzięcie spraw swoje ręcę.

Okładka angielska
Dopiero kiedy człowiek przeżyje piekło, może docenić piękno nieba.

Zimę koloru turkusu, tak jak poprzedni tom, czyta się bardzo szybko. Nie ma zbędnych opisów, autorka nad niczym zbytecznie się nie rozwodzi – jest spójnie i ciekawie. Dzięki temu czyta się nie tylko szybko, ale też łatwo i ma się ochotę pochłonąć tę książkę w jeden dzień, bo nie potrafimy się od niej oderwać.
Pani Bartsch bardzo szczegółowo opisuje uczucia targające Emely, jednak końcówka całkowicie należy do Elyasa. Poznajemy jego motywy, odczucia z przeszłości i właściwie całą historię z jego perspektywy. Ta część ich historii wzbudziła we mnie więcej emocji od poprzedniczki. Przy niektórych momentach niezmiernie się uśmiałam, jak przy pijanej Emely i innych sytuacjach z aluzjami Elyasa, ale przy niektórych byłam też bliska łez.
Zimę koloru turkusu szczerze mogę Wam polecić. W niej odnalazłam to, czego brakowało mi w poprzedniej.


Masz na mnie wpływ, którego nie umiem opisać słowami. To więcej niż być zakochanym. To coś głębszego, jakbyś była elementem, którego od dawna mi brakowało. Kiedy nie jestem blisko ciebie, czuję pustkę i tylko ty możesz ją wypełnić. Wystarczy, że na ciebie spojrzę, a zapominam o całym świecie. 

8 komentarzy:

  1. O, czytałam już gdzieś recenzję tej powieści i wcześniejszej i teraz stwierdzam, że muszę je przeczytać, po prostu muszę. ;) Przekonałaś mnie. Zdecydowanie.

    Pozdrawiam,
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się i mam nadzieję, że się uda! Ta dużo bardziej podobała mi się od poprzedniczki. :)

    Pozdrawiam,
    Karo

    OdpowiedzUsuń
  3. słyszałam sporo dobrego o tej serii, więc może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dużo pozytywnych recenzji i myślę, że warto się skusić. :>

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ja też mniej więcej od tego czasu ją mam, ale musiała niestety poczekać na swoją kolej. :)

      Usuń
    2. Ja pochłonęłam ją w jeden wieczór i cóż myślałam, że zakończenie będzie zupełne inne, ale to w sumie też nie było złe :)

      Usuń
    3. Mi też by tyle zajęło, ale zaczęłam czytać zbyt późno i wolałam pójść spać. Zgadzam się, lubię bardziej rozwinięte zakończenia, a tu niestety takiego nie było. Ale poza tym, nie mam do niej większych zastrzeżeń. ;>

      Usuń