sobota, 26 marca 2016

Serialowe-co-warto-zobaczyć #7 - Jane the Virgin



Tytuł: Jane the Virgin
Stacja emitująca: The CW
Ilość sezonów: 2
Lata emisji: 2014 – obecnie
Status: Trwający
Gatunek: Komedia


Jane (Gina Rodriguez) to 23-letnia studentka finansów i rachunkowości, która pracuje w hotelu. Pewnego dnia jej spokojne życie wywraca się do góry nogami, gdy odkrywa, że jest w ciąży. Wkrótce dowiaduje się również, że została przypadkowo sztucznie zapłodniona przez swojego lekarza. Tymczasem sytuacja, w której się znalazła, komplikuje jej stosunki z chłopakiem Michaelem (Brett Dier).

Kiedy rok temu Jane the Virgin pojawiła się w ramówce, nikt nie wróżył jej dobrej przyszłości. A tu nagle Jane okazała się być największą niespodzianką sezonu! I to nie byle jaką.
Jeśli skądś Wam się kojarzy fabuła serialu, to pewnie dlatego, że Jane i nasza TVN-owska Majka powstały na bazie tej samej telenoweli. A choć Majka niewiele ma z telenowelą wspólnego, to ta pierwsza ma już dużo więcej. 
Jane Gloriana Villanueva zostaje przez przypadek sztucznie zapłodniona, bo zmęczona lekarka (jednocześnie siostra ojca jej dziecka!) myli pokoje i zamiast wykonać cytologię, robi in vitro. Rzecz  w tym, że Jane nigdy nie uprawiała seksu, ponieważ dzięki swojej abueli czeka z tym do ślub. A tu nagle okazuje się, że jest w ciąży, jej związek z narzeczonym Michaelem się komplikuje i całe życie wywraca do góry nogami.

Mamy Michaela – narzeczonego Jane, Rafaela – szefa Jane, ojca jej dziecka, a do tego jej byłego chłopaka, Petrę, czyli żonę Rafaela, Xiomarę i abuelę – odpowiednio matkę i babcię Jane. Do tego pojawia się charyzmatyczny ojciec Jane, aktor telenoweli. I choć na początku trudno nadążyć kto z kim i kiedy, to z czasem w końcu zrozumiecie wszystkie powiązania.
Twórcy nie boją przekraczać się żadnych granic. Specjalnie przerysowują bohaterów i ich życiowe problemy oraz sytuacje do wszelkich granic niemożliwości.  Choć ich życie powinno być normalne tak jak życie każdego z nas, to zamienia się w typową telenowelę. Komiczność i niewiarygodność sytuacji, do tego twisty i nieprawdopodobne zwroty akcji, wszystko to sprawiało, że niekiedy nie można było powstrzymać się od śmiechu. Jednak w tym tkwi urok Jane.

Jedną z najlepszych rzeczy w Jane the Virgin jest narrator komentujący wszelkie wydarzenia i pomagający nam za nimi nadążyć. Chociaż powinien być on obiektywny, to nie zawsze tak jest. Jego spostrzeżenia tylko potęgują komizm wszystkich sytuacji.
Już po pierwszym odcinku zakochałam się w Jane. Była dokładnie tym czego potrzebowałam – powiewem świeżości i lekkością, która od razu poprawiała mój tydzień. A wyczekiwanie na to, jak dalej potoczy się życie Jane Villanuevy, dłużyło się niekiedy niemiłosiernie. Z każdym odcinkiem coraz bardziej wchodziłam w jej świat i nie chciałam stamtąd wychodzić. To właśnie Jane sprawiła, że nawet moje najgorsze dni stawały się jaśniejsze.  Jane i jej świat podbiły moje serce, i właśnie dlatego mogę ją Wam szczerze polecić i zachęcić do oglądania. 



7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Szkoda, czasem naprawdę można się pośmiać. ;)

      Usuń
  2. Ulubiony serial mojej współlokatorki, ale ja na pewno oglądać nie będę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie z serialami jest tak dziwacznie, że nie potrafię się niemal w żaden wkręcić. Zdarzało mi się nieraz trafiać na naprawdę dobry i byłam nic zachwycona...Ale po prostu przestawałam go oglądać. Dlatego, niestety, pewnie się nie skuszę, ale zobaczymy :)
    Czytam, piszę, recenzuję, polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwykle staram się dokańczać to co zaczęłam i mi się spodobało. Pewnie dlatego, że nie mogę przestać oglądać, jeśli jestem zachwycona. ;>

      Usuń