Tytuł: Lux #5 - Origin
Autor: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo, rok wydania: Filia, 2015
Ilość stron: 464
Po
udanej, lecz katastrofalnej w skutkach wyprawie do Mount Weather, będzie musiał
zmierzyć się z brutalnym faktem. Katy już nie ma. Została porwana. Odnalezienie
jej staje się jego głównym celem. Czy pozbędzie się każdego, kto stanie mu na
drodze? Bez problemu. Czy zrówna z ziemią cały świat, by ją odnaleźć? Bardzo
chętnie. Czy zdemaskuje kosmitów? Z przyjemnością.
Katy
musi tylko przeżyć.
Wśród
wrogów, by się wydostać, Katy musi się przystosować. W końcu nie wszystkie
słowa grupy Daedalus brzmią jak szaleństwo. Mimo to, ich cele są przerażające,
a wszystko, co mówią, jest bardzo niepokojące. Kto tak naprawdę jest zły? Daedalus?
Ludzie? Czy Luksjanie?
Razem
stawią czoła wszystkiemu.
Jednak
najbardziej niebezpiecznym wrogiem jest ten, kogo znali od zawsze. Gdy prawda
wyjdzie na jaw, po której stronie się opowiedzą?
Origin, w odróżnieniu do poprzednich tomów, jest podzielony na punkty widzenia zarówno Kat, jak i Daemona. Jest to tylko dodatkowy plus, bo kto nie chciałby więcej genialnej logiki Blacka?
Miałam okazję przeczytać książki J. Lynn zanim dowiedziałam się, że jej prawdziwe nazwisko to Jennifer L. Armentrout. I wszystkie jej książki są świetnie napisane, płynnie i z łatwością się je czyta, bez trudu można sobie wszystko wyobrazić. Do tego autorka tak gra nam na emocjach, że zmieniają nam się z prędkością światła (ah ta gra słów). Przeżywałam każde wydarzenie razem z bohaterami, jakbym rzeczywiście tam z nimi była. Choć był to trochę wyczerpujące, to jednak w pozytywnym sensie. A koniec już z pewnością zagrał każdemu czytelnikowi na emocjach, bo jest się dosłownie zmuszonym do natychmiastowego sięgnięcia po piąty tom.
Wprawdzie ta seria głównie pozwala dobrze się bawić czytelnikowi, to nie brakuje z niej delikatnego przesłania. Nigdy nie wiemy komu tak naprawdę możemy zaufać i do czego będziemy zdolni w sytuacjach niebezpiecznych.
Seria Lux jest w dziesiątce moich ulubionych książek i trudno będzie ją stamtąd zrzucić. Uwielbiam twórczość pani Armentrout (czy też J. Lynn) i z pewnością przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod jej pióra. Niewiele książek pozostawia mnie jednocześnie całkowicie wypaloną, ale i szczęśliwą z takiego obrotu sprawy. Mogę Was tylko zachęcić do przeczytania, bo jak najbardziej warto. Kac książkowy gwarantowany.
Kiedy
po raz pierwszy zobaczyłam Obsydian w
bibliotece wcale nie miałam zamiaru go wypożyczać. Opis fajny, okładka
zachęcająca, tylko jakoś ci kosmici mnie nie przekonywali.. Ale czemu nie? I
można by stwierdzić, że to jedna z najlepszych decyzji jakie kiedykolwiek
podjęłam. Zakochałam się w serii o Daemonie i Katy od pierwszych stron.
Jednak, że od tego pierwszego przeczytania minął rok, nie przeczytałam do tej pory ani Originu, ani Opposition, musiałam to nadrobić i przypomnieć sobie poprzednie tomy. Skończyło się to kilkoma nieprzespanymi nocami, ale było warto!
W tym tomie dowiadujemy się co tak naprawdę Daemon jest w stanie zrobić dla Kat po tym jak została uwięziona w Daedalusie. Tutaj mamy dużo więcej akcji, niebezpieczeństwa i zdrady tych, których najmniej byśmy się spodziewali.. Są to konsekwencje wyborów jakich dokonali główni bohaterowie. Czeka Was tu wiele zwrotów akcji, niespodzianek, zarówno przyjemnych, jak i mniej przyjemnych.
Jednak, że od tego pierwszego przeczytania minął rok, nie przeczytałam do tej pory ani Originu, ani Opposition, musiałam to nadrobić i przypomnieć sobie poprzednie tomy. Skończyło się to kilkoma nieprzespanymi nocami, ale było warto!
W tym tomie dowiadujemy się co tak naprawdę Daemon jest w stanie zrobić dla Kat po tym jak została uwięziona w Daedalusie. Tutaj mamy dużo więcej akcji, niebezpieczeństwa i zdrady tych, których najmniej byśmy się spodziewali.. Są to konsekwencje wyborów jakich dokonali główni bohaterowie. Czeka Was tu wiele zwrotów akcji, niespodzianek, zarówno przyjemnych, jak i mniej przyjemnych.
Kat
przeszła daleką drogę od kiedy zapukała do drzwi Daemona.. Bardzo się zmieniła,
wydoroślała, zdecydowała co jest dla niej najważniejsze i o co warto walczyć,
wyznaczyła swoje własne granice. Pokazała jak silną jest dziewczyną, podziwiam
w niej to, gdyż przeszła niemało, a mimo to dalej się nie poddawała.
Daemon
także bardzo się zmienił od początku serii. Przemienił się z typowego dupka na
faceta, który dba o swoją ukochaną, jest w stanie zrobić dla niej wszystko i
przy okazji jest przy tym niebywale słodki. Oczywiście zachował też swój temperament,
jako że bez tego Daemon nie byłby Daemonem. Jest jednym z moich wielu
książkowych mężów, bo jak tu go nie uwielbiać? ❤
W Originie pojawia nam się jeszcze więcej nowych
postaci. Do moich najbardziej ulubionych postaci dołączył Archer. Chociaż
powinien być wobec Kat nieczuły, to pomagał jej jak tylko mógł. No i był
uroczy, a jego kłótnie z Daemonem był przezabawne. W tym tomie dużo bardziej
polubiłam Luca, który pojawiał się więcej. Jego poczucie humoru było niebywale
oryginalne, ale dzięki temu zawsze udało mu się rozładowywać napięte sytuacje. Jednak
trudno było mu do końca zaufać i nazwać przyjacielem.
Czasami
słowa były takie banalne. Potrafiły być potężne, ale w tak wyjątkowych
sytuacjach jak ta słowa nic nie znaczyły.
Origin, w odróżnieniu do poprzednich tomów, jest podzielony na punkty widzenia zarówno Kat, jak i Daemona. Jest to tylko dodatkowy plus, bo kto nie chciałby więcej genialnej logiki Blacka?
Miałam okazję przeczytać książki J. Lynn zanim dowiedziałam się, że jej prawdziwe nazwisko to Jennifer L. Armentrout. I wszystkie jej książki są świetnie napisane, płynnie i z łatwością się je czyta, bez trudu można sobie wszystko wyobrazić. Do tego autorka tak gra nam na emocjach, że zmieniają nam się z prędkością światła (ah ta gra słów). Przeżywałam każde wydarzenie razem z bohaterami, jakbym rzeczywiście tam z nimi była. Choć był to trochę wyczerpujące, to jednak w pozytywnym sensie. A koniec już z pewnością zagrał każdemu czytelnikowi na emocjach, bo jest się dosłownie zmuszonym do natychmiastowego sięgnięcia po piąty tom.
Wprawdzie ta seria głównie pozwala dobrze się bawić czytelnikowi, to nie brakuje z niej delikatnego przesłania. Nigdy nie wiemy komu tak naprawdę możemy zaufać i do czego będziemy zdolni w sytuacjach niebezpiecznych.
Seria Lux jest w dziesiątce moich ulubionych książek i trudno będzie ją stamtąd zrzucić. Uwielbiam twórczość pani Armentrout (czy też J. Lynn) i z pewnością przeczytam cokolwiek, co wyjdzie spod jej pióra. Niewiele książek pozostawia mnie jednocześnie całkowicie wypaloną, ale i szczęśliwą z takiego obrotu sprawy. Mogę Was tylko zachęcić do przeczytania, bo jak najbardziej warto. Kac książkowy gwarantowany.
To
zabawne, że do takich wniosków dochodzi się najczęściej na końcu, gdy sytuacja
jest najgorsza. Gdy twoje uczucia są najsilniejsze, nie powiesz o tym na głos,
nie zrobisz tego, co trzeba. Dopiero po fakcie, gdy jest już za późno, zauważa
się, co trzeba było zrobić lub powiedzieć.
Lubię "Lux", ale w tym tomie Armentrout trochę mi zepsuła Deamona - te fragmenty z jego perspektywy chwilami mocno irytowały. Bywało, że zachowywał się i myślał jak jakaś egzaltowana panienka.
OdpowiedzUsuńWedług mnie Daemon był po prostu sobą. Inaczej się odczuwa całe rozdziały z jego pov, bo wcześniej tego nie było. :)
Usuń