wtorek, 17 maja 2016

Recenzja #89: Korona - Kiera Cass



Tytuł: Selekcja #5 - Korona
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo, rok wydania: Jaguar, 2016
Ilość stron: 279

Dwadzieścia lat minęło od wydarzeń z „Jedynej”. Córka Americi i Maxona - księżniczka Eadlyn nie sądzi, że uda jej się znaleźć prawdziwego partnera wśród konkursowych trzydziestu pięciu zalotników, nie mówiąc już o prawdziwej miłości . Ale czasami serce znajdzie sposób, aby nas zaskoczyć. Eadlyn musi dokonać wyboru, który okaże się trudniejszy niż ktokolwiek się mógł spodziewać..


Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne, tylko ostatnie.

Może zaczynając od samego początku książki, czyli okładki. Uwielbiałam wszystkie okładki tej serii, jedne mniej, inne bardziej. Ta jednak stała się moją najmniej ulubioną.. Kolorystyka jest naprawdę świetna i pasuje do poprzedniej części. Jednak ta doklejona twarz, to niewątpliwie mankament, który psuje mi wszystko..
Po zaskakującym cliffhangerze, na którego kontynuację czekało się z mniejszym lub większym wyczekiwaniem, możemy w końcu poznać kontynuację historii Eadlyn. Musi poradzić sobie z zupełnie nowymi problemami i obowiązkami, a przede wszystkim wybrać swojego przyszłego małżonka. Jak jej się to uda, skoro sama nie jest pewna, czego chce?

Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna.

Główna bohaterka przechodzi w Koronie dużą przemianę. Nie jest już tą rozpieszczoną, egoistyczną, niewidzącą niczego poza swoim otoczeniem dziewczyną. Z dnia na dzień została wrzucona na głęboką wodę i trzeba przyznać, że radzi sobie z tym lepiej niż można by przypuszczać. Odkrywamy jej zupełnie nową stronę i rzeczywiście można ją dzięki temu polubić.
Miło jest ponownie spotkać się ze znajomymi bohaterami, przeczytać o tym jak się zmienili. A także poznać nowe fakty z przeszłości, o których wcześniej nie dane nam było przeczytać.

Trzeba pogodzić się z istnieniem niedoskonałości, nawet w rzeczach, które wydają się całkowicie doskonałe.

Kiera Cass niewątpliwie udoskonaliła swój kunszt pisarski od czasów pierwszego tomu. Choć jedna rzecz pozostała niezmienna – dalej czyta się tak samo łatwo i szybko (można od razu przeczytać całość w ok.5h). Akcja także wydaje się pędzić w zatrważającym tempie. Nawet czasem wydawało mi się to zbyt szybkie, wszystko zdawało się być pobieżnie napisane, nie było za wiele większych opisów i zgłębień tematów.
Od samego początku historii Eadlyn miałam swojego kandydata i naprawdę liczyłam, że to on wygra. Właściwie to chyba większość osób tak sądziła. Autorka postanowiła jednak nie postąpić stereotypowo i zaskoczyć swoich czytelników. Przez to zakończenie mniej przypadło mi do gustu, gdyż naprawdę liczyłam na mojego kandydata. :( Aczkolwiek nie jest aż tak źle, tylko niektórzy mogą czuć się trochę zawiedzeni.
Mimo wszystko Korona jest dobrym zwieńczeniem serii. Mam tylko nadzieję, że będzie definitywnym zakończeniem i że Kiera Cass nie zaskoczy nas już następnym tomem.

 Nie, cały ten proces nie miał sensu, ale zaczynałam rozumieć, jak to się dzieje, jak to możliwe, że w trakcie tego wszystkiego w sercu rodzi się jakieś uczucie. Na to właśnie teraz liczyłam: że jakimś cudem obowiązek i miłość spotkają się, a ja pomiędzy nimi znajdę szczęście. 

4 komentarze:

  1. Świetna recenzja:) Też naprawdę liczyłam na tego kandydata i nie mogę ukryć, że jestem zawiedziona wyborem Eadlyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Teraz trochę mi się wydaje zbyt naciągane, ale nic się już na to nie poradzi. :p

      Usuń
  2. Przeczytałam poprzednie części, ale przez maturę nie sprawdzałam, czy ostatnia część się pojawiła. Tak więc, jest to kolejna książka na mojej liście do przeczytania i dzięki Twojej recenzji jestem bardzo zaciekawiona, kogo wybierze Eadlyn.

    http://tittadiary.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! Mam nadzieję, że matura dobrze Ci poszła. :)

      Usuń