Tytuł: Selekcja #5 - Korona
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo, rok wydania: Jaguar, 2016
Ilość stron: 279
Dwadzieścia lat minęło od wydarzeń z „Jedynej”. Córka
Americi i Maxona - księżniczka Eadlyn nie sądzi, że uda jej się znaleźć
prawdziwego partnera wśród konkursowych trzydziestu pięciu zalotników, nie
mówiąc już o prawdziwej miłości . Ale czasami serce znajdzie sposób, aby nas
zaskoczyć. Eadlyn musi dokonać wyboru, który okaże się trudniejszy niż
ktokolwiek się mógł spodziewać..
Może zaczynając od samego początku książki,
czyli okładki. Uwielbiałam wszystkie okładki tej serii, jedne mniej, inne
bardziej. Ta jednak stała się moją najmniej ulubioną.. Kolorystyka jest
naprawdę świetna i pasuje do poprzedniej części. Jednak ta doklejona twarz, to niewątpliwie
mankament, który psuje mi wszystko..
Po zaskakującym cliffhangerze, na którego
kontynuację czekało się z mniejszym lub większym wyczekiwaniem, możemy w końcu
poznać kontynuację historii Eadlyn. Musi poradzić sobie z zupełnie nowymi
problemami i obowiązkami, a przede wszystkim wybrać swojego przyszłego
małżonka. Jak jej się to uda, skoro sama nie jest pewna, czego chce?
Ale prawda jest taka, że miłość jest równie
przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna.
Główna bohaterka przechodzi w Koronie dużą przemianę. Nie jest już tą
rozpieszczoną, egoistyczną, niewidzącą niczego poza swoim otoczeniem
dziewczyną. Z dnia na dzień została wrzucona na głęboką wodę i trzeba przyznać,
że radzi sobie z tym lepiej niż można by przypuszczać. Odkrywamy jej zupełnie
nową stronę i rzeczywiście można ją dzięki temu polubić.
Miło jest ponownie spotkać się ze znajomymi
bohaterami, przeczytać o tym jak się zmienili. A także poznać nowe fakty z
przeszłości, o których wcześniej nie dane nam było przeczytać.
Trzeba pogodzić się z istnieniem niedoskonałości,
nawet w rzeczach, które wydają się całkowicie doskonałe.
Kiera Cass niewątpliwie udoskonaliła swój kunszt
pisarski od czasów pierwszego tomu. Choć jedna rzecz pozostała niezmienna –
dalej czyta się tak samo łatwo i szybko (można od razu przeczytać całość w ok.5h).
Akcja także wydaje się pędzić w zatrważającym tempie. Nawet czasem wydawało mi
się to zbyt szybkie, wszystko zdawało się być pobieżnie napisane, nie było za
wiele większych opisów i zgłębień tematów.
Od samego początku historii Eadlyn miałam
swojego kandydata i naprawdę liczyłam, że to on wygra. Właściwie to chyba
większość osób tak sądziła. Autorka postanowiła jednak nie postąpić
stereotypowo i zaskoczyć swoich czytelników. Przez to zakończenie mniej
przypadło mi do gustu, gdyż naprawdę liczyłam na mojego kandydata. :( Aczkolwiek
nie jest aż tak źle, tylko niektórzy mogą czuć się trochę zawiedzeni.
Mimo wszystko Korona jest dobrym zwieńczeniem serii. Mam tylko nadzieję, że będzie
definitywnym zakończeniem i że Kiera Cass nie zaskoczy nas już następnym tomem.
Nie, cały ten proces nie miał sensu, ale
zaczynałam rozumieć, jak to się dzieje, jak to możliwe, że w trakcie tego
wszystkiego w sercu rodzi się jakieś uczucie. Na to właśnie teraz liczyłam: że
jakimś cudem obowiązek i miłość spotkają się, a ja pomiędzy nimi znajdę
szczęście.
Świetna recenzja:) Też naprawdę liczyłam na tego kandydata i nie mogę ukryć, że jestem zawiedziona wyborem Eadlyn.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Teraz trochę mi się wydaje zbyt naciągane, ale nic się już na to nie poradzi. :p
UsuńPrzeczytałam poprzednie części, ale przez maturę nie sprawdzałam, czy ostatnia część się pojawiła. Tak więc, jest to kolejna książka na mojej liście do przeczytania i dzięki Twojej recenzji jestem bardzo zaciekawiona, kogo wybierze Eadlyn.
OdpowiedzUsuńhttp://tittadiary.blogspot.com/
Cieszę się! Mam nadzieję, że matura dobrze Ci poszła. :)
Usuń